Bartosz Zaczykiewicz reżyserując "Odysa" według Stanisława Wyspiańskiego postawił na eklektyzm. Akcję umieścił w średniowiecznym zamczysku z turniejami rycerskimi, gdzie od czasu do czasu zaczynają błyskać dyskotekowe światła - o trzecim spektaklu Opolskich Konfrontacji Teatralnych Klasyka Polska dla e-teatru pisze Paweł Sztarbowski.
Niestety widziałem kilka znakomitych opolskich przedstawień, choćby "Makbeta" Mai Kleczewskiej, "Matkę Joannę od Aniołów" Marka Fiedora czy "Klątwę" Pawła Passiniego. Niestety, bo na ich tle "Odys" wygląda skandalicznie słabo. Świetni aktorzy zdają się nie wiedzieć, co i po co właściwie mają w tym spektaklu robić. Czy grać bajkę, na co wskazywałyby obrzydliwe kostiumy rodem z tandetnego teatru młodego widza? A może grać rytualne zmagania z losem, bo momentami podskakują i wiją się jakby wrócili właśnie z praktyk w Gardzienicach, a w powietrzu unoszą się dymy? Aktorzy, którzy potrafili razić autentycznością, tutaj nadymają się i oszukują od pierwszej sceny. Przoduje w tym Mirosław Bednarek jako Odys. Żywą postacią jest jedynie Telemak Macieja Namysły, który rzeczywiście mocuje się z wyborem, czy posłuchać ojca i uciec z Itaki, czy też zostać i stawić czoło losowi. Wyspiański wpisał w tę rolę lęk przed decyzją, ciągłe pozos