"Kiss Me, Kate" Cole Portera w reż. Bernarda Szyca, koprodukcja Teatru Muzycznego w Gdyni i Gdańskiego Teatru Szekspirowskiego. Pisze Jarosław Zalesiński w Polsce Dzienniku Bałtyckim.
Druga część na pewno lepsza od pierwszej. Całość - na pewno nie lepsza od "Kumoszek z Windsoru", ubiegłorocznego letniego przeboju Gdańskiego Teatru Szekspirowskiego. "Kiss me, Kate", tegoroczna letnia premiera GTS, przygotowana wspólnie z gdyńskim Teatrem Muzycznym, choć niepozbawiona zalet, pozostawia - jak to zwykło się mówić w takich razach - cenne uczucie niedosytu. Sukces frekwencyjny zapewne to przedstawienie przyniesie (zapewne...), a przynajmniej - tego mu szczerze życzę. Ale sukcesu artystycznego tym razem nie ma. Po pierwsze - nie ta ranga autora. "Kiss me, Kate" to klasyka musicalowego gatunku, ale libretto duetu Sama i Belli Spewack to jednak błahostka, ot, humorystyczna historia, osnuta na kanwie "Poskromienia złośnicy" i oparta na starym jak świat pomyśle teatru w teatrze. Nie sam tekst jednak jest tu rzecz jasna problemem - Szekspir jest tylko jeden - problemem jest sposób jego wystawienia. Bernard Szyc, reżyser, czuwający także nad ruchem sce