Kiedy kurtyna się podnosi - jesteśmy już właściwie in medias res. "Nie-boska Komedia" Lidii Zamkow rozpoczyna się od trzeciej części. Środek sceny wypełnia rewolucyjny tłum, udający rozpasanie; odprawia właśnie grzeczne taneczki przy dźwiękach karmanioli, czy czegoś podobnego. Tu i ówdzie wyrywa się z niego jakaś postać: lokaj we współczesnym fraku, włożonym na gołe ciało, to znów chłopak stajenny, który wrzucił na siebie stylowy kostium swego pana z czasów Ludwika XIV, albo chłop w krakowskiej sukmanie, jakby z "Wesela" wyjęty, tyle, że sukmana mocno już sfatygowana, jakby jej właściciel brał udział nie tylko w Insurekcji Kościuszkowskiej, lecz również w rabacji Szeli. Trudno właściwie rozeznać się w tej kotłowaninie. Nie wiadomo, ile w tym serio, ile zaś jarmarcznego kiczu z popisami siłaczy. Owszem, jest kilka punktów stałych: oto "Kobieta wolna" w gorsecie na koszuli, jakby dopiero co została "wyzwolona" z "Pensjonatu pani Tel
Źródło:
Materiał nadesłany
"Kultura" nr 9