Takie porażki są szczególnie przykre -- cel najszczytniejszy z możliwych, pracy moc - a artystyczny efekt żaden. Premiera "My, dzieci z dworca ZOO" w Teatrze Polskim to przysłowiowy "kawał dobrej, ciężkiej, nikomu niepotrzebnej roboty". Zaadaptowano dla potrzeb sceny sławną i w Polsce książkę - zapis dwóch niemieckich dziennikarzy Kaja Hermanna i Horsta Riecka z 15-letnią wówczas narkomanką Christiane F., także jej matką, chłopakiem, przyjaciółmi. Zapis ten jest - w czytaniu - lekturą wstrząsającą, na scenie - robi wrażenie konfekcyjnej, nieudolnej publicystyki z arcymoralnym zakończeniem. W książce, Christiane F. pokonuje jednak po wielu próbach swój nałóg - w łatwym i dydaktycznym finale przedstawienia - aplikuje sobie "złoty strzał". Pointa z gatunku - "uważajcie dzieci, zażywanie narkotyków kończy się śmiercią". Można i tak, szczególnie, gdy spektakl zaadresuje się do "porządnej" młodzieży. Tyle, �
Tytuł oryginalny
Klapa
Źródło:
Materiał nadesłany
Gazeta Pomorska nr 136