O Hamlecie jako dążącym do sprawiedliwości i prawdy, który nie należy do tej części młodego pokolenia wycofującej się z publicznej debaty i polityki oraz o politykach i artystach, którzy przyczyniają się do mordowania kultury z reżyserką Mają Kleczewską i dramaturgiem Łukaszem Chotkowskim, przy okazji ich "Hamleta" w Teatrze Polskim w Poznaniu, rozmawia Zuzanna Liszewska w Przekroju.
Zuzanna Liszewska: "Hamlet" w Starej Rzeźni to spektakl, pozwalający każdemu widzowi wybrać, które z równolegle rozgrywających się scen i ścieżek dźwiękowych będzie śledził. Dlaczego zdecydowaliście się na taki eksperyment? Maja Kleczewska: Nasz zamysł był taki, by każdy mógł być reżyserem spektaklu. Większość widzów zna historię Hamleta. Ciekawe jest właśnie uczestniczenie w opowieści, subiektywna, osobista percepcja. Myślę, że przyszedł czas na zredefiniowanie pojęcia widza w teatrze - czy jest tylko zanurzonym w mroku świadkiem rozgrywających się na scenie wydarzeń, czy może staje się współtwórcą, sam układa dramaturgię, kadruje ujęcia, decyduje o montażu scen, wybiera ścieżki dźwiękowe, jest w samym centrum wydarzeń, blisko postaci. Łukasz Chotkowski: "Hamlet" jest próbą nowego synkretyzmu w sztuce. Razem ze Zbigniewem Liberą (autor scenografii), Marcinem Koszałką (reżyseria światła, autor zdjęć) i Cezarym Duc