"Sonata Belzebuba" w reż. Krzysztofa Jasińskiego w Teatrze STU w Krakowie. Pisze Paweł Głowacki w Dzienniku Polskim.
Myślę sobie nieśmiało, a nawet ku pewności się skłaniam, że gdyby w sobotni wieczór młoda artystka dramatyczna Joanna Kulig rozebrała się na scenie do rosołu - nie tylko jej byłoby lżej oddychać. Ku tej pewności się skłaniam, albowiem zawsze lepiej jest, gdy ludzie są w zgodzie z naturą, niż gdy coś usilnie udają, na ten przykład - przedstawienie teatralne. Tak, gdyby Kulig odstawiła dla nas striptizowy numer, wszystkim by ulżyło. Pokazywana w teatrze STU "Sonata Belzebuba" Stanisława Ignacego Witkiewicza nie musiałaby nieporadnie udawać, że nie jest imprezą dancingową w stylu starych, dobrych nocy w "Warszawiance" bądź "Feniksie", Krzysztof Jasiński nie musiałby się dziecinnie upierać, iż jest reżyserem, a nie malowniczym kierownikiem parkietu, my zaś zwolnieni bylibyśmy z grania przed sobą myślicieli, co na kanwie wiązanki słowno-muzycznej malowniczego kierownika parkietu poważnie przemyśliwują ciemne dywagacje Witkacego. Niestety