Ciągnie olsztyniaków do nowego, świeżego teatru, a Olsztyńskie Spotkania Teatralne są tego dowodem. Bilety rozchodziły się jak świeże bułeczki, zatem widzowie mają apetyt na sztukę. Tylko czy teatr przypadkiem nie jest "podłataniem" małomiejskich ambicji? O Olsztyńskich Spotkaniach Teatralnych pisze Ada Romanowska z Nowej Siły Krytycznej.
Większość spektakli - a można ich było obejrzeć w Olsztynie aż 16 - kończyło się owacjami na stojąco. Ludzie zrywali się nie dlatego, że obejrzeli wartościowy spektakl, ale że na olsztyńskiej scenie pojawiły się nazwiska. I tak Janusz Gajos był największą atrakcją - braw nie było końca. "Narty Ojca Świętego" przyjechały z Teatru Narodowego, więc to już jakość sama w sobie. Jednak sztuka okazała się największą klapą Spotkań. Bo od "marki" wymaga się najwięcej, więc i rozczarowanie tym większe. Dramat Jerzego Pilcha wyreżyserowany przez Piotra Cieplaka to teatr grzeczny, przystępny i do posłuchania. Morałów ze sceny płynie wiele, ale żadna kwestia nie zmusza do zastanowienia się nad życiem Polaka-katolika. A jest powód - do Granatowych Gór ma przyjechać emerytowany Jan Paweł II, ma się zadomowić wśród ludzi, którzy różnie pojmują moralność. Ma niby nastąpić przemiana tych pospolitych chrześcijan, co i popiją, i żonę ra