"Ósmy grzech - Wołodia Wysocki" w reż. Romana Kołakowskiego w Teatrze Syrena w Warszawie. Pisze Joanna Derkaczew w Gazecie Wyborczej - dodatku Wysokie Obcasy.
Zapomnieć o rosyjskim bardzie, aktorze i poecie Włodzimierzu Wysockim to zamknąć przed sobą niepowtarzalny świat pasji, artystycznego szaleństwa, wolności duchowej. Ale zakłamywać tę pamięć, kompromitować ją patosem, ubierać w grafomańskie figury i nużące tyrady to gorsze niż cenzura. W spektaklu Romana Kołakowskiego Wysocki ginie w natłoku dydaktyzmu i egzaltacji. Już w szatni widzowie oglądają fragmenty filmów dokumentalnych z jego przechadzek i występów - wybrane bezładnie, a co gorsza, rzutujące na to, co następuje po nich. Bard, uwieczniony na zdjęciach i nagraniach jako człowiek szorstki, zdecydowany, ukrywający liryzm pod ostrym spojrzeniem, w przedstawieniu Teatru Syrena zmienia się to w rozmarzonego chłopca, to w kabaretowego chałturnika, to w bohatera kiepskiego melodramatu. Plączą się za nim postaci jak z kiepskiego wiersza - muza w zwiewnej szatce i otulona ciemnymi szmatami staruszka śmierć. Spektakl sunie od piosenki do piosenki