Pomysł ukazania na scenie "Przemiany" Kafki jako "kinoteatru" był sam w sobie znakomity. Ukazanie działań scenicznych na prześwietlanym ekranie, przeplatanie ich projekcją zdjęć - zatrzymanych kadrów, dominująca tonacja sepii, era świateł - wszystko to składa się na konsekwentną stylizację widowiska. Daje ona efekt ożywionego kina z epoki niemej, z dodanymi elementami fonii. Idealne połączenie wszystkich elementów (zwłaszcza koronkowej scenografii) zasługuje na szacunek, a nawet podziw. Na tej jednak formalnej rewelacji kończą się zalety scenicznej wersji opowiadania Kafki. Mimo bowiem także wyśmienitej - w ramach przyjętej konwencji - gry zespołu aktorskiego (z Jarosławem Gajewskim jako Gregorem w robaka przemienionym) przedstawienie zieje chłodem. Zamiast gęstej atmosfery koszmaru i cierpienia otrzymaliśmy teatralne cacko. Aż się ciśnie na usta określenie Mickiewicza: "Kościół bez Boga". To bardzo osobliwy pr
Źródło:
Materiał nadesłany
Życie Nasze Codzienne nr 40