Andrzej Strzelecki, reżyser pełen niekonwencjonalnych pomysłów przygotował w Teatrze Rampa wg własnego scenariusza sztukę pt. "Film". Czym tym razem zaskoczy Pan widzów? - Nie wiem, czy zaskoczę, jednak mam świadomość, że moja inscenizacja będzie czymś nowym. Najdziwniejszą rzeczą, jaką do tej pory zrobiłem. Chcę mianowicie opowiedzieć pewną historyjkę o szukaniu szczęścia, posługując się językiem kina. Stworzyć przedstawienie teatralne w oparciu o konwencję filmową, doskonale każdemu znaną. Nie ulega wątpliwości, że kultura obrazkowa staje się dominująca. Teatr, w wyścigu z kinem, ma dużo mniejszą siłę oddziaływania. Książka została już daleko w tyle. Czy odczuwa Pan z tego powodu żal? - Żal to złe słowo. Żałować można, gdy ma się, bądź miało na coś wpływ. A to jest naturalna kolej rzeczy. Ktoś wychowuje się na wynalazku Guttenberga, inny braci Lumiere. I nie ulega wątpliwości, że do tych drugic
Tytuł oryginalny
Kino "Rampa" Strzeleckiego
Źródło:
Materiał nadesłany
Kurier Polski nr 98