„Kim jest Pan Schmitt?” Sébastiena Thiéry'ego w reż. Jarosława Tumidajskiego w Teatrze Współczesnym w Warszawie. Pisze Tomasz Miłkowski w „Przeglądzie”.
Głupie pytanie, a jednak Sebastien Thiery dowodzi, że może ono się stać kłopotliwe, kiedy ktoś przestanie rozpoznawać najbliższe otoczenie, a wreszcie gdy się dowie, że nosi zupełnie inne nazwisko. Nie, to nie opowieść o demencji, jedna z tych, których już sporo obejrzeliśmy w teatrze. Utrzymana jest raczej w duchu kafkowskim - groteskowa i okrutna, ukazuje, jak łatwo w życiu pobłądzić, zgubić drogę i wtedy ujrzeć siebie/nie siebie w zupełnie innym świetle.
Piekielnie inteligentnie skonstruowana to sztuka, a grana wyśmienicie. W prowadzących rolach Andrzej Zieliński (to ten, który traci pewność, kim jest - mówią do niego Schmitt, choć twierdzi, że nazywa się Baran) i Agnieszka Suchora (jego żona), jak zawsze skupieni na budowaniu wiarygodnych postaci, temperatury i napięcia, które udziela się widzom. Wspomagają ich Mariusz Jakus jako wymarzony (tak idealnie zagrany) policjant, Jakub Kamieński w roli lekarza służbisty i Alma Asuai (na zmianę z Sylwią Achu) jako zimna córka Karla. Gwarantowane półtorej godziny thrillera o komediowym, a nawet surrealistycznym posmaku. A z pytaniem, kim jestem, udajemy się do szatni.