"Wiera Gran" w reż. Barbary Sass w Teatrze Kamienica w Warszawie. Pisze Sławomir Pietras w Tygodniku Angora.
Mieszkając w Paryżu, od lat nie wychodziła nigdzie, siedziała w mieszkaniu zagraconym, zaśmieconym i wielce zaniedbanym. Często i chętnie podwoziłem tam Marię Sartową, próbującą roztoczyć jakąś formą opieki nad tą nieszczęśnicą. Nie było to łatwe. Wiera Gran prawie do nikogo nie miała zaufania. Dręczona obsesjami opowiadała, że jest nieustannie śledzona, okradana, szantażowana i dręczona. Przed wojną i za okupacji uchodziła za charyzmatyczną pieśniarkę. Była piękną kobietą, robiła karierę. W warszawskim getcie często dawała występy w kawiarni "Sztuka", choć nieopodal na ulicy umierali głodni. Tam przylgnęła do niej etykieta kolaborantki z niemcami, z gestapo. Po wojnie zaklinała się, że to nieprawda. Wygrała nawet trzy procesy w Polsce, którą zresztą wkrótce opuściła. W Izraelu nie dopuszczono do jej występów, protestując, rozrzucając ulotki, w których ciągle powtarzano potworne oskarżenia. To samo w Ameryce i wszędzie