Zupełnie bez echa przeszła w Warszawie premiera tragedii Racine'a "Brytanik", którą pokazano w tzw. sali wystawowej Teatru Dramatycznego. Także publiczność nie okazuje zainteresowania spektaklem. Na przedstawieniu w kilka tygodni po premierze naliczyłem równo trzydzieści osób, wliczając w to i niżej podpisanego. Nie ma się czemu specjalnie dziwić. Rzecz została wystawiona bez polotu, ot jeszcze jedno przedstawienie zaliczone zostało do repertuaru teatru; Racine, nawet w jakimś współczesnym, możliwym przekładzie, nie jest autorem budzącym szczególne wątpliwości widzów, powiedzmy to zresztą wyraźniej: on po prostu nic a nic dzisiejszego odbiorcę nie obchodzi. Ta klasyczna tragedia, oglądana przy na wpół pustej widowni, skłania do zadumy i to nie nad postawami bohaterów utworu, ale nad sytuacją w polskim teatrze. Wystarczy zestawić parę faktów, na kilkanaście spektakli wielkiego widowiska opartego na polskim repertuarze romantycznym w katowickim "S
Tytuł oryginalny
Kilka refleksji z powodu "Brytanika"
Źródło:
Materiał nadesłany
Zwierciadło nr 34