EN

14.03.2022, 15:39 Wersja do druku

Kilka obrazków z ziem ukrainnych

Około 1825 r. w Humaniu zatrzymał się po drodze do Odessy kilkunastoletni Juliusz Strutyński, późniejszy pisarz, używający pseudonimu Berlicz Sas. Spisując po pół wieku wspomnienia, nakreślił jeden z najbarwniejszych opisów zmagań polskich aktorów z arcydziełem Shakespeare’a. Oto wieczorem usłyszał „w przyległym domostwie żydowskim” skrzypce, bandurę i cymbały. „Pokazało się, że mieliśmy pod bokiem świetną reprezentację Szekspirowskiego Hamleta, w teatrze ze stajni naprędce sporządzonym. Trudno było oprzeć się pokusie”. Liczne rodzinno-sąsiedzkie towarzystwo postanowiło spektakl obejrzeć:

„Scena była wyłożona deskami nieszczelnie do siebie przystającymi i tak niedbale przybitymi, że za każdym krokiem aktorów podnosiły się i opadały, [jak] gdyby klawisze olbrzymiej jakiejś klawiatury. Kilka lamp łojowych i tyleż żydowskich szabasówek do wydrążonych buraków powtykanych, stanowiły oświecenie teatru. Co do orkiestry, o której było wyżej, Boże wielki! Co dokazywała! Jej walce nie miały ni tonu właściwego, ni rytmu, jej mazury datowały bogdaj czy nie od darwinowskich antenatów naszych, jej archaiczne anglezy wyglądały więcej na żydowskie majufis lub na szalone cygele-trygele, wcale nieodpowiednie patetyczności dramatu. A dekoracje! A kostiumy! Dwa brudne parawany wyobrażały apartament królewskiego zamku.

Sam królewicz Hamlet paradował w starym szlafroku, z długą fajką w ręku – a kiedy deklamował głosem Stentora sławny monolog Be? Or nor to be?, puszczał zawzięcie gęste kłęby dymu dla nadania sobie fantazji. Ofelia godną była Hamleta, kloc nieociosany harmonizował z takimże klocem – a krzyku, tupania, komicznych kontorsyi było bez liku. Naśmieliśmy się do woli, z czego pan Tadeusz Sarnecki zakonkludował arcylogicznie, że zły teatr lepszy od miernego, bo więcej zabawi”. (Berlicz Sas [J. Strutyński], Kalejdoskop. Obrazy czasów i ludzi, „Świt” 1872 nr 3)

W sierpniu 1853 r. do miasteczka Smiła niedaleko Czerkas na odpust w święto Wniebowzięcia Najświętszej Marii Panny „przywędrowała biedniutka jakaś trupa”, wynajęła stajnię przy karczmie, „ze starych dekoracyj zrobiła kurtynę, zamiast podniesienia sceny wykopała jamę dla widzów, słowem rzekła: stań się! i stał się teatr!”. Niezwykłe realia występów przyciągnęły uwagę pisarza Tadeusza Padalicy, relacjonującego dla warszawskiego dziennika z ciepłą ironią:

„Teatr! Dziś teatr! Jak to? W Smile teatr? Tak, zaiste! Ponaklejane półćwiartkowe obwieszczenia mówią nam, że nowo przybyła trupa daje przedstawienia […] Pan ojciec na strzeliste prośby panienek oblicza swą czeladkę, rachując następnie, ile wyda rubli; mama może by chciała spocząć, ale jak troskliwa kokosz nie może puścić samych piskląt; o młodzieży już nie ma co i mówić, chciwa wrażeń, zawsze gotowa je pochwycić oburącz – idzie więc wszystko co żyje do teatru. […]

Wy tu znaleźlibyście dużo niedostatków, ale my (przepraszam) nie jesteśmy ani tak zepsuci, ani tak wybredni. I oto już się zachwyca publiczność panem Korzeniowskim i pęka od śmiechu ze scen małoruskich Kotlarewskiego i Osnowianenka. Wszyscy są niewypowiedzianie zadowoleni, my z publicznością także. Rozchodzimy się gwarnie – tłumnie – wesoło. Wszyscy jak odrodzeni. Młodzież unosi koncepta aktora i dwuznaczniki, a panienkom żywiej błyszczą oczy… O dziwna szopo! Za kilkadziesiąt rubli ileż to rozsypałaś wrażeń, ileż rozdałaś obrazków!” (T. Padalica, Z guberni kijowskiej 16(28) sierpnia 1853 r., „Gazeta Warszawska” 1853 nr 255, dod.)

W październiku 1853 r. w Białej Cerkwi na scenie urządzonej w stajni występował jakiś wędrowny zespół pantomimiczny. Sugestywny opis zmarzniętej polsko-ukraińskiej publiczności, oczekującej w nieogrzewanej sali na opóźnione „z przyczyn technicznych” przedstawienie, przekazał korespondent „Dziennika Warszawskiego” Jan Bolesław Liwski:

„Ku wieczorowi wywieszono flagę pąsowo-pstrokatą […] jesteśmy w samym teatrze, przedstawienie ma się rozpocząć, czekamy wszyscy, niecierpliwimy się… ani słychu o przedstawieniu; tylko jacyś subdelegaci panów aktorów jak mogą pocieszają nas skostniałych (bo mówiąc nawiasem właśnie dnia tego zimno zawitało do nas po najcudniejszej jesieni). Już i żyrandole spreparowane z jakichciś badylów trójzębnych zaczynają gasnąć, już nawet jeden z nieletnich spektatorów, gdy mu się przez szpary od palców aż do pięt zimno dobrało, zawołał rozpaczliwie na całe gardło: „Mamo, chodźmy już do pokoju!”, a w drugim kącie zawtórował mu piskliwy głosik: „Soniu! a ty ne spysz”; już nawet jakiś oburzony za tę zwłokę Ukrainiec odezwał się donośnym głosem: „O to czortowy uimci, i hroszy ne oddajut, i nyczoho ne pokazujut!”, gdy właśnie rozpoczęto przedstawienie zapowiedzianych programem „mglistych obrazów”. […]

Potem nastąpił wodewil pantomimiczny, ale płaski treścią p. n. Wesoła szewcowa, którego sens moralny: że zazdrosny mąż wyciąga z kufra wielbiciela wdzięków swojej pani żony i bez ceremonii otrzepuje z niego cholewą pył miłosny. Po wodewilu dano na finał muzeum posągów starożytnych, ale co tego, to już było zanadto, bo my wszyscy de facto staliśmy się posągami nowożytnymi, zlodowaciałymi w panteonie dramatycznym przenikliwym podmuchem wiatru cisnącego się z góry, z dołu i ze wszystkich boków. ( Bolesław z U… [J. B. Liwski], „Dziennik Warszawski” 1853 nr 339)

Siedzę nad mapą… nie, mapę mam w głowie, bardzo porządną „setkę”, od Sum, Charkowa i Chersonia po Kowel i Rawę Ruską. Humań został ostrzelany rakietami, ponoć z okrętów rosyjskiej floty czarnomorskiej, ostrzał agresora dosięgnął też okolic Białej Cerkwi, o niewielkiej Smile milczą wojenne komunikaty.

2 marca 2022 r. w Charkowie rosyjski pocisk uderzył w dach kurii biskupiej, tuż obok katedry. Na szczęście nikt nie ucierpiał, wybuch poszedł górą. Inny pocisk uszkodził sobór, bardzo piękny, późnobarokowy, z wizerunkiem Matki Bożej na zewnętrznej ścianie. Pomiędzy tymi miejscami, niemal dokładnie pośrodku, przy głównej ulicy stoi stuletni gmach teatru dramatycznego, którego tradycje są dawniejsze o kolejnych sto lat. Pisał o nim z humorem twórca narodowego dramatu Iwan Kotlarewski w sztuce muzycznejNatalka Połtawka z 1819 r. (o tym przy innej okazji), bywał tu i drugi z klasyków ukraińskiej dramaturgii Hryhorij Kwitka-Osnowianenko (spoczywa na miejscowym cmentarzu). Tylko czy gdy to piszę, ów gmach nadal stoi? I czy wówczas, gdy padnie już moskiewski barbarzyńca (a paść musi), teatr charkowski pokaże Makbeta? Bo tysiącletni las Birnam obrońcy mają w sercach… Oby jak najszybciej prawowity król Malkolm mógł powiedzieć (przeł. Jerzy S. Sito):

Co jeszcze?… Jaką nowość musimy wprowadzić?
Trzeba naszych przyjaciół do kraju sprowadzić,
tych, którzy się wymknęli z sideł krwawego tyrana,
a także wyłapać oprawców, służki martwego szatana.
Powtarzam – jak najszybciej. Pomagajmy Ukrainie!


Tytuł oryginalny

Kilka obrazków z ziem ukrainnych

Źródło:

„Teatrologia.info”

Link do źródła

Autor:

Jarosław Komorowski

Data publikacji oryginału:

10.03.2022