Wśród grzecznej polskiej produkcji "Made in Poland" wyróżnia się oryginalnością i pasją. To film o gniewie. O agresji ludzi niespełnionych, niemających przed sobą żadnych perspektyw. Ale też o agresji społeczeństwa - pisze Barbara Hollender w Rzeczpospolitej.
Bohater Wojcieszka tatuuje sobie na czole "FUCK OFF", a metalowy pręt zastępuje mu jakikolwiek dialog. "Nienawidzę wszystkich: Ruskich, Chińczyków, Amerykanów" - krzyczy. "Twój Bóg zdechł dawno temu" - rzuca księdzu. Boguś nie ma się od czego odbić. Do roboty za 5,50 za godzinę nie chce pójść. Ze szkoły go wywalili. Matka, owszem, kocha go. Tylko jakie drzwi może przed synem otworzyć zniszczona kobieta wychodząca rano do pracy w gazowni i pielęgnująca wspomnienie koncertu Krawczyka, na którym była w młodości? Śródmiejskie ulice wabią sklepami Versace, ale krajobraz Bogusia to blokowisko z oknami, za którymi gnieżdżą się ludzie tacy jak on. Marzenia umierają, zostaje gangster, który może zakatować za nieoddany dług. I ideologia buntu, gniewu, rewolucji. Nie da się mówić o prosperity narodu, dopóki takie blokowiska istnieją. Ale agresja nie jest u Wojcieszka domeną tych miejsc. Tony niechęci i złości sączą się z głosów "zwyczajn