Swoją sztukę "Polka prosto z Kraju" nazwał skromnie Stanisław Baliński - farsą. W eseju wydrukowanym w programie kierownik artystyczny Teatru Polskiego ZASP pisze, że po polsku najwłaściwiej byłoby nazwać farsę "fraszką sceniczną". A fraszka to sztuka trudna, mająca trafić swoim ostrzem w same centrum naszego nerwu humoru. Nie komedię więc i nie satyrę oglądaliśmy w londyńskim Ognisku, ale prawdziwą farsę, fraszkę, teatralny żart. Uświadomiłem sobie przy tym, jak rzadko ludzie dziś naprawdę żartują. Tak jak rzadkością stała się zwyczajna rozmowa, która nie byłaby opowiadaniem, czy - co gorsze - dyskusją. Sytuacja jest prosta jak u Feydeau czy Acharda. Młoda rozwódka z Polski chce się wydać zamąż w Anglii, by dostać tu prawo pobytu. Ale tu znowu rację ma Leopold Kielanowski przypominając nam słowa francuskiego krytyka, który twierdzi, że farsa rodzi się wówczas, gdy wypadki są tak nabrzmiałe traigzmem, że spojrzenie na nie był
Tytuł oryginalny
Kiedy poeta żartuje
Źródło:
Materiał nadesłany