"Piosenki do grania na nosie" w reż. Konrada Dworakowskiego z Teatru Lalek Pinokio z Łodzi na małych Warszawskich Spotkaniach Teatralnych. Pisze Klaudia Lewczuk w portalu qlturka.
Zawsze się zastanawiam, czemu koncerty grywa się w przestrzeni z siedzącą widownią. Od kiedy jazz pojawia się w filharmoniach czy salach teatralnych, stało się to mało interesujące, skostniałe i nudne. Jazz potrzebuje pubu, papierosowego dymu i towarzyskich rozmów. A jakiej przestrzeni potrzebuje koncert rockowy? Ogromnej! Z miejscem do tańca i szaleństw w tłumie. Szczególnie, gdy gra taka czaderska kapela jak w ubiegłą sobotę w Teatrze Baj. Szkoda, że maleńka sala teatru nie dała możliwości wyszalenia się. Bo koncert porażał wręcz energią, która zdawała się nie mieścić w tej klaustrofobicznej przestrzeni. Trochę tak, jakby muzycy grali i śpiewali do ściany. Energia ze sceny powinna się wymieniać z energią widowni, a nie kumulować w jednym punkcie. Potencjał był ogromny. Pomimo niewygody dzieci reagowały bardzo spontanicznie i pozytywnie, choć niektóre na początku się nieco przestraszyły. Artyści Teatru Lalki i Aktora "Pinokio