Teatr nasz włączył się w spiralę ruchu. My jeździmy w świat, świat przyjeżdża do nas. Ostatnio dowiedziałem się z prasy popołudniowej, że w warszawskim Teatrze Dramatycznym reżyseruje sędziwy gość z Rzymu, Alessandro Fersen, który odrzucił zaproszenie Jean Louis Barraulta, ale nie mógł się oprzeć czarowi Gustawa Holoubka. Odnoszę chwilami wrażenie, że oszołomieni wielkością podobnych kontaktów, zapominamy o działaniach drobnych. A przecież i z nich rodzi się teatr. Pisze mi oto korespondent z Bochni: "Kiedy byłem ostatnio we Włochach poznałem tam pewnego rezolutnego staruszka. Z właściwą dla swego wieku energią eksperymentował on w miejscowym kółku teatralnym. Teatr kochał staruszek od dziecka, ze wzruszeniem pokazywał listy od Heleny Modrzejewskiej, adresowane do jego rodziców, w których artystka przepowiadała staruszkowi wielką przyszłość, wiążąc to z faktem, że urodził się w Bochni, czyli tam, gdzie i on
Źródło:
Materiał nadesłany
Kultura nr 15