Erotyzm Erskine'a Caldwella (mowa, oczywiście, o jego prozie) zawsze był nieco ryzykowny (pamiętacie z "Poletka Pan Boga" te obsesyjne cycuszki, co nic, tylko je lizać), ale czy rzeczywiście aż tak kiczowaty, jak to zaproponowali twórcy spektaklu "Ostatnia noc lata"? Wszystko miało się rozegrać w warunkach swoistej psychozy, o jaką przyprawia bohaterów upalna pogoda, końcowy spazm lata. Wydawałoby się, ze jesteśmy dość podatni na tego rodzaju odrealnienia, pamiętamy przecież dobrze tę ulewę słońca, w jakiej pogrąża swego bohatera Albert Camus ("Obcy"), wiemy, dzięki Michałowi Choromańskiemu ("Zazdrość i medycyna"), w jak nieprzewidziane regiony emocjonalne, a nawet moralne może popychać tchnienie halnego. W "Ostatniej nocy lata" panował jednak niepodzielnie wdzięk, jaki pamiętamy z mundialowych relacji, co raz to zapewniających, że straszny, proszę państwa, dziś gorąci... Telewidzowie, odbierający spektakl w te, mogli też od razu połapać s
Tytuł oryginalny
Kicz na biało
Źródło:
Materiał nadesłany
Antena nr 45