Kebaby to miejsca bardziej pospolite niż pierogarnie czy tak zwane "kuchnie polskie" - które zawsze jednak starają się uwieść klienta jakimś strzępem wystroju, jakąś namiastką rustykalności, na przykład wiankiem na ścianie albo pojedynczym drewnianym meblem - pisze Michał Zadara w felietonie dla Krytyki Politycznej.
Bar z kebabem nie ma takich ambicji: kafelki na ścianie, lodówki firmowe coca coli, jeden lub dwa ruszty, na których kręcą się słupy mięsa, lodówka z surówkami, kasa, bar. Kebab to jest naga prawda o jedzeniu, bez dekoracji. Ale tutaj, na tym poziomie zero polskiego jedzenia, ujawnia się zupełnie inna Polska: kosmopolityczna, międzynarodowa. W kebabie Aden na rogu Jana Pawła i al. Jerozolimskich właściciel, Jemeńczyk, porozumiewa się ze swoim pracownikiem, Bengalczykiem, po polsku. Ze swoim drugim pracownikiem porozumiewa się po arabsku. Z wieloma klientami mówi się tu po angielsku - to okolice dworca centralnego i wieżowców warszawskiego city. Więc tu, w tym kebabie w bloku w centrum Warszawy, nagle pojawia się Polska inna, Polska nie biała, nie wyłącznie katolicka, tylko Polska, w której jest miejsce na bardzo różne historie i doświadczenia. Kebab Aden jest otwarty o dziewiątej rano (o piątej albo szóstej zamykają) i już wtedy są klienci ro