"Przybora na 102" w reż. Magdy Umer w Och-Teatrze w Warszawie. Pisze Aleksandra Pańko w Przeglądzie.
Oczywiście Kazio powinien się zakochać. W zasadzie zakochany jest, w Natalii, tyle że na drodze staje mu niecny i wszechobecny epuzer, dalej dziwnie czule, zważywszy na okoliczności, zwany epuziem. Rozsadziłyby człowieka takie emocje, gdyby się z nich nie zwierzył, ale - co zaznaczył mistrz Przybora - aby zwierzenia "wypadły zadowalająco, potrzebna nam jest osoba, która by odpowiednio zwierzenia te odbierała". Zwierzenia są jak zmiana ubrania ze starego i znoszonego na zdatne do znaszania. Możemy jednak trafić na osoby odbierające zwierzenia "tak fatalnie, jakby ich w ogóle nie odbierały, i pod koniec seansu stoimy goli, trzymając w ręku wszystko, cośmy z siebie pozdejmowali". Na szczęście jest ciotka Mizeria (Magda Umer), która emocjonalnym striptizerom podaje duchowy ciepły koc i coś mocniejszego. No i są stosowne piosenki, m.in. "A ta Tola" wyrzucająca ślepe zadurzenie w innym, "Shimmy szuja", w której można dać upust goryczy, czy wzruszająco wyś