- Oni będą robić tylko takie kino historyczne, które jest zgodne z ich ideologią. Coś w rodzaju prawicowego realizmu socjalistycznego. Z teatrem zrobią dokładnie to samo. Przecież muszą wykazać, że białe jest czarne, a czarne białe. Wykażą więc, że teatr jest wstrętny, obrzydliwy, niekatolicki, grzeszny, nienarodowy, niepatriotyczny i cholera wie, jaki jeszcze. Jedno wielkie bezhołowie, z którym trzeba wreszcie skończyć, i oni na pewno z nim skończą - rozmowa z reżyserem KAZIMIERZEM KUTZEM.
Państwowy Instytut Sztuki Filmowej przymierza się do rozpisania konkursu scenariuszowego na wielkie produkcje historyczno-patriotyczne. Miałby pan dla nich jakiś pomysł? - Myślę, że na wstępie powinni wrócić do arcydzieła zmarłego niedawno Bohdana Poręby i zrobić jeszcze raz "Hubala". I reżyser, i jego film wprost idealnie się mieszczą w narodowo-katolickiej, archaicznej, reliktowej ideologii partii pana Kaczyńskiego. Pamiętam pyszną anegdotę z czasów, kiedy "Hubal" powstawał. Jest rok 1972. W warszawskim SPATiF-ie lekko już wstawiony Poręba spotyka Kutza, też już nie pierwszej świeżości. Poręba mówi: Kaziu, robię teraz film, którym rzucę cały naród na kolana. Kutz mu na to: Ty, uważaj, bo jak się naród podniesie z kolan i ci przypierdoli... - Chyba rzeczywiście doszło między nami do wymiany myśli. Ale naród, zamiast przypierdolić, pobiegł do kin. "Hubala" obejrzało 12 milionów widzów. - Tłumaczyłem to wiele razy. Jeś