- Trzeba liczyć się z gustami publiczności i szanować widzów. Nie wyobrażam sobie, żeby solista na tym festiwalu wyszedł na scenę w obuwiu, w którym chodzi się po ulicy albo w wymiętej marynarce czy koszuli - mówi Kazimierz Kowalski, śpiewak i dyrektor Festiwalu Operowo-Operetkowego w Ciechocinku.
Minęło dwadzieścia lat od narodzin Festiwalu Operowo-Operetkowego w Ciechocinku, jednej z najpopularniejszych imprez festiwalowych w "mieście festiwali". Jak to się zaczęło? - Myślałem o stworzeniu gdzieś w centrum Polski festiwalu podobnego do tych, jakie organizowali Maria Foltyn w Kudowie Zdroju czy Bogusław Kaczyński w Krynicy. Gdy przyjechałem do Ciechocinka i zobaczyłem Teatr Letni po remoncie, uznałem że to może być najlepsze miejsce na taki festiwal. Już wówczas burmistrzem był Leszek Dzierżewicz. Pomysł festiwalu zainteresował go i dzięki jego wielkiej przychylności udało się go stworzyć. Poprosiłem burmistrza, by mi pokazał miejsca poza Teatrem Letnim, w których mogłyby odbywać się festiwalowe koncerty. Pamiętam, że oglądaliśmy przepiękną salę w szpitalu uzdrowiskowym, tereny przy tężniach i muszlę koncertową w parku, która od razu mi się spodobała. Zdecydowałem, że festiwal będzie właśnie tam i w Teatrze Letnim. La