Gdy cnotliwa Polly wyznaje Mackiemu, że bardzo go kocha, choć nie wie, skąd tak naprawdę wziął dla niej ślubną sukienkę, to jest w tym albo urokliwa naiwność zakochanego dziewczęcia, albo wyrozumiałość dojrzałej kobiety. Kiedy jednak ten sceniczny chwyt rozszerza się na wszystkie osoby dramatu - a zatem każda z nich udaje, że zupełnie nic nie wie i nie zdaje sobie sprawy, kim naprawdę jest dialogujący z nią partner, co gorsza, zupełnie nie zauważa jego obecności - wtedy całość zaczyna być irytująca. I bynajmniej nie wchodzą tu w grę żadne V-effekty. Aktorzy we wrocławskiej realizacji Opery za trzy grosze reżyserowanej przez Macieja Englerta zupełnie nie wiedzą, kogo mają grać, po co i w jakim teatrze. Robert Gonera (Mackie Majcher) myli teatr z filmem i zasięg swej aktorskiej ekspresji ogranicza do 40 cm, Krzysztof Dracz (Jeremiasz Peachum) kreśli rolę musicalową, Halina Śmiela-Jacobson (Celia Peachum) gra postać rodem z Goldoniego, Jolanta
Źródło:
Materiał nadesłany
Teatr, nr 1