W czasach PRL cenzurę w Polsce wprowadzali despoci z najwyższych kręgów władzy. Dziś podobną drogą idą drobni konformiści lub ludzie ogarnięci prywatnymi fobiami i mający dość wpływów, by je zrealizować - piszą Piotr Bratkowski i Tomasz Wojciechowski w Newsweeku Polska.
Konstytucja Rzeczypospolitej Polskiej w artykule 54 głosi: "Każdemu zapewnia się wolność wyrażania swoich poglądów oraz pozyskiwania i rozpowszechniania informacji" A gdyby ktoś miał wątpliwości, co owo szlachetnie brzmiące zdanie oznacza, kwestię wyjaśnia artykuł 73 Konstytucji RP. Brzmi on: "Każdemu zapewnia się wolność twórczości artystycznej, badań naukowych oraz ogłaszania ich wyników, wolność nauczania, a także wolność korzystania z dóbr kultury". W świetle najwyższego prawa, jakim jest Konstytucja RP, sprawa jest więc jasna. W Polsce nie ma cenzury, a każda próba jej wprowadzenia jest nielegalna, osoby za takie próby odpowiedzialne powinny najzwyczajniej w świecie stanąć przed sądem. Ale nie stają. Za to kłopoty związane z osobliwą interpretacją obu zacytowanych artykułów konstytucji spadają na kogo innego. Małe prztyczki w nos Pod koniec czerwca przekonali się o tym dobitnie ludzie z dwóch krańców Polski: Michał Hałabur