"Biesy" Fiodora Dostojewskiego w reż. Janusza Opryńskiego w Teatrze Dramatycznym w Warszawie. Pisze Bronisław Tumiłowicz w Przeglądzie.
Adaptacja "Biesów" Dostojewskiego jest przedstawieniem niełatwym, bo wszystko dzieje się w jednym miejscu i czasie, choć to tylko iluzja. Na scenie mamy dwadzieścioro identycznych drzwi, przez które wkraczają na zmianę różne postacie dramatu i wygłaszają swoje kwestie. Powstaje kakofonia monologów i dialogów, więc z trudem się orientujemy, co było przedtem, a co potem. Jest mowa o Bogu, o rozpuście, okrucieństwie, przemocy, władzy, donosach, spiskach. Dwie osoby szykują się do samobójstwa. A jednak przedstawienie jest w jakiś sposób piękne, bo grane z najwyższym napięciem i furią, w niebanalnej, świetnie zaaranżowanej światłami i animacjami scenografii imitującej dwa rzędy drzwi. Są to jakby wyjścia z piekła, przez które wchodzą i wychodzą postacie zdeformowane przez diabły. Coś dla smakoszy.