"Baron cygański" w reż. Emila Wesołowskiego w Operze Bałtyckiej w Gdańsku. Pisze Henryk Tronowicz w Polsce Dzienniku Bałtyckim.
Kudy nam, pospolitym robaczkom, do złotej epoki wiedeńskich karnawałów, cesarsko-królewskich balów dworskich, do tamtej niepojętej władzy walca. Minione stulecie odrzuciło "Kobietę, wino i śpiew" i przy okazji wylało wraz z kąpielą operetkę. W trosce o pomyślność dodekafonii zatraciliśmy smak popularnej zabawy, radosnego tanecznego szaleństwa, beztroskiej rozrywki. Szał walca wyparły rytmy rock'n'rolla. Tymczasem jakie i muzyczne widowisko może zastąpić "Piękną Helenę" Offenbacha czy "Zemstę nietoperza" Johanna Straussa? Kilka dni temu w Operze Bałtyckiej na premierze "Barona cygańskiego" już w czasie uwertury zawładnęły mną czarodziejskie flety, fagoty i skrzypce Orkiestry Janusza Przybylskiego. A potem, gdy kurtyna poszła w górę, lał się już tylko na serce sam miód. Tak mi się to podniośle napisało, ale co tu kryć - niebezpieczny jest ten Strauss. Sercowy. Targa smyczkiem struny najczulsze. Kruszy lód w duszy. I melodyjnością genia