W polskim teatrze po 1990 roku zaszły fundamentalne zmiany. Pojawiło się pokolenie nowych, odważnych, nowocześnie myślących twórców, którzy, nie oglądając się na nikogo, zaczęli robić własne, oryginalne przedstawienia. Budziły one protesty i niechęć, zwłaszcza starszej generacji reżyserów, a także krytyków i obserwatorów życia teatralnego. Mamy do czynienia ze swoistą konfrontacją estetyczną, formalną i światopoglądową. Polski teatr, czy komuś to się podoba, czy nie, jest podzielony jak nigdy dotąd - Krzysztof Mieszkowski rozmawia z Krystyną Meissner i Iliasem Wrazasem.
W swoim wystąpieniu w Salonie Profesora Dudka we Wrocławiu, opublikowanym w jednym z "Notatników", nazwała pani niechętną reakcję pokolenia starszych twórców na zmiany dokonujące się obecnie w teatrze zjawiskiem "Okopów Świętej Trójcy". Podkreśliła pani fakt, że młodzi artyści nie zwrócili się przeciwko swym poprzednikom, lecz zaczęli z powodzeniem tworzyć teatr dla swoich rówieśników. Konflikt dotyczy również krytyków. Krystyna Meissner. Tak. W ten sposób nazwałam niechęć starszego pokolenia wobec tego, co w teatrze czynią młodzi. Grupa doświadczonych ludzi - zarówno krytyków, jak i artystów - ma niezaprzeczalne zasługi w rozwoju polskiego teatru. Jednak często z dezaprobatą wyrażają się o osiągnięciach młodszego pokolenia, nie interesują się tą twórczością, lekceważą ją, traktując swoją świetną przeszłość jako jedyną uprawomocnioną do naśladowania. Zachowują się tak, jakby nie oczekiwali już niczego nowego w te