- Stanę na głowie, żeby stado baranów w parlamencie zmieniło stosunek do kobiet - taką obietnicą senator i reżyser Kazimierz Kutz [na zdjęciu] otworzył drugą śląską manifę. W manifie uczestniczył również pisarz Janusz Głowacki, juror podczas Interpretacji.
Pod Teatrem Śląskim w Katowicach zebrało się wczoraj 200 osób. Głównie młode kobiety, kolorowo ubrane, wesołe mimo deszczu. Paula Kandzia, lat 15, w koszulce z krótkim rękawem i deskorolką przypiętą do plecaka, Wiktoria Rynkiewicz, lat 16, w czerwonych okularach i sukience w groszki. Nie przyszły protestować, są szczęśliwe. - Mamy liberalne rodziny i szkołę. Jesteśmy tu dla kobiet, które nie mają odwagi decydować o sobie, o swoim ciele, czy chcą mieć dzieci - mówiły 18-latki z Chorzowa. Wolny wybór to hasło, które przyświecało drugiej śląskiej manifie. Na transparentach nie było słowa aborcja. - Bałabym się rozmawiać o tym na ulicy. Wywołuje zbyt dużo emocji - mówiła Aneta Lubańska, studentka filologii polskiej z Rybnika. Ale padło z megafonów pod teatrem. Najpierw w manifeście, a potem w płomiennym przemówieniu Haliny Sobańskiej, szefowej Aktywnych Kobiet, która wykrzyczała o "manipulowaniu przy konstytucji". Chodzi o zapi