- Cieszę się, że mogłem tutaj zagrać. Gdybym do was trafił, miałbym chyba łatwiej - mówił w piątek swoim widzom Mirosław Neinert, kończąc spektakl "Kolega Mela Gibsona" [na zdjęciu].
"Tutaj" było specyficzne, bo szef teatru Korez zagrał przed więźniami w katowickim areszcie śledczym. Miałby zaś łatwiej, bo w spektaklu wciela się w... aresztowanego aktora, który w więziennym drelichu opowiada tragikomiczną historię swojego życia. Pewnie też dlatego reakcja widowni była więcej niż entuzjastyczna. Zachęceni przez Neinerta więźniowie zaśpiewali z nim nawet "O mój rozmarynie". A niejedno już widzieli i słyszeli, bo w katowickim areszcie od kilku lat występują muzycy i pisarze. - Pokaz "Kolegi Mela Gibsona" to spełnienie kolejnych marzeń - mówi Wojciech Brzoska, poeta i wychowawca do spraw kulturalno-oświatowych. - Nawet się nie wahałem, gdy pojawił się ten pomysł. Często nie zdajemy sobie sprawy, że za murami siedzą normalni ludzie, którym po prostu coś w życiu nie wyszło - mówił Neinert.