"W ciągu niewielu lat Witkacy stał się klasykiem. Nagle, z dnia na dzień, w naszych oczach".
Te słowa Konstantego Puzyny odzwierciedlają stan faktyczny. Witkacy stał się klasykiem, jest klasykiem. Grywa się go raz po raz w rodzimych a nawet zagranicznych teatrach. Pisze się o nim wiele i często, czasopisma teatralne są go pełne - ani chybi, klasyk. Ludzie inteligentni "muszą" o nim wiele wiedzieć i "powinni" się zachwycać jego sztukami. To już sprawa przesądzona. Ale jaki to klasyk ów Stanisław Ignacy Witkiewicz, czyli Witkacy? Bo bywają różni klasycy w literaturze, nawet "klasycy spod ciemnej gwiazdy". Witkacy jest klasykiem teatru Czystej Formy, którą głosił uparcie, niczym Leon Węgorzewski z "Matki" swoje bliżej nieokreślone idee. Jego teorie obrosły uczoną literaturą, która objaśnia. Ale dzieło teatralne powinno tłumaczyć się samo. I to na scenie. "Matka" na scenie tłumaczy się niejasno, widz ją zalicza po prostu do rozleglej krainy teatru absurdu, o którym skądinąd wie, że się kończy. Witkacy bardzo rzadko bywał absurdalny. A