"Zapasiewicz gra Becketta" w reż. Antoniego Libery w Teatrze Powszechnym w Warszawie. Pisze Agata Kiełkowska w Maglu.
"W żadnej roli (...) nie zwierzam się widzom z samego siebie. To nie byłoby aktorstwo, tylko ekshibicjonizm" powiedział w jednym z wywiadów Zbigniew Zapasiewicz. Aż trudno w to uwierzyć oglądając jego kunszt i mistrzowskie wykreowanie każdego gestu w każdej z trzech jednoaktówek Becketta. Mimo to pierwsza z nich- "Katastrofa" nie powala. Wielka treść zawarta w tej, jakże krótkiej scenie została zatracona przez zbyt dosłowną i przez to sztuczną grę Sawickiej i Packa. Odwracało to uwagę od głównego problemu sztuki. Jedynie Zapasiewicz ratował tę część, wyrażając ekspresją twarzy, ale i całego ciała powagę, beznadzieję, a jednym gestem kończącym całą scenę - nadzieję. W drugiej jednoaktówce "Impromptu Ohio", atmosfera stała się bardziej namacalna, ale wciąż nie byłam przekonana. Jeden mężczyzna czyta drugiemu, łudząco do niego podobnemu, powieść. Przez to podobieństwo można podejrzewać, że to alter ego samego autora. W trakcie