W pierwszą rocznicę zgonu Dymitra Szostakowicza, zmarłego w wieku niespełna 70 lat, na scenie warszawskiego Teatru Wielkiego wystawiono (premiera odbyła się 26 września roku ubiegłego) jego piękną trzyaktową operę: ,.Katarzyna Izmajłowa". Ujrzeliśmy to wielkie, fascynujące dzieło w inscenizacji i reżyserii Lwa Michajłowa, pod kierownictwem muzycznym Antoniego Wicherka, w dekoracjach Walerego Lewentala, w kostiumach Mariny Sokołowej, z chórem kierowanym przez Henryka Wojnarowskiego. To dzieło o wielkich zaletach zarówno muzycznych jak i dramaturgicznych, ta opowieść o "powiatowej lady Makbet" (libretto jest przetworzonym opowiadaniem Mikołaja Leskowa) zrealizowane zostało na warszawskiej scenie - doskonale. Spektakl świetny, wielobarwny, pełnokrwisty, dobrze zagrany, dobrze wyśpiewany przez artystów naszej Opery, choćby wspomnieć tylko Hannę Rumowską-Machnikowską w roli tytułowej, Włodzimierza Denysenko jako teścia tytułowej bohaterki, Romana Węgr
Tytuł oryginalny
Katarzyna Izmajłowa w naszej operze
Źródło:
Materiał nadesłany
"Stolica" nr 5