Jako muza złośliwa Melpomena sprzyja tylko arcymistrzom. Nikomu wprawdzie nie broni wstępu do swego królestwa, ale na mniej zdolnych mści się, bezlitośnie obnażając ich blady i najdrobniejsze grzechy. Jej karzącej dłoni nie umknął więc MAREK PASIECZNY reżyser Tołstoj o wskiej "SONATY KREUTZEROWSKIEJ", którą - wespół z odtwórcą głównej roli JERZYM GRAŁKIEM - adaptował na scenę. Ufał zapewne, że to dziełko wielkiego Tołstoja, które odczytać można na kilka sposobów, tak pełne jest ukrytych znaczeń, że samo jego pokazanie na scenie stać się musi małym choćby wydarzeniem. Najwidoczniej jednak - nie musi, wszak "Sonata" wystawiona na Małej Scenie Starego Teatru przy ul. Sławkowskiej nuży widza i przygniata nie tylko swą statyką, bo reżyser - w nieświadomości zapewne - uczynił wszystko, by ten utwór Tołstoja pozbawić zarówno dramaturgii jak i... wielkości. Młody widz po spektaklu stawia dwa fundamentalne pytania: Dlaczego Tołstoj wiel
Tytuł oryginalny
Karząca dłoń Melpomeny
Źródło:
Materiał nadesłany
Gazeta Krakowska nr 75