"Żart, dowcip, karykatura literacka lub rysunkowa to rodzaj lekkiej sztuki, nonszalanckiej, jakby dla wypoczynku robionej, wymaga jednak namysłu, przygotowania (...) znawstwa dusz ludzkich i charakterów, intuicji psychologicznej (..)
Należy być bardzo wprawnym, bardzo świadomym swego kunsztu artystą, aby być pewnym dotknięcia lub pchnięcia: nie zabijać wtedy, gdy się ma zamiar tylko - uszczypnąć, zadrasnąć albo wziąć w szczypczyki i obejrzeć..."pincer sans rire"."
(Jan August Kisielewski)
Tak oto formułował swe postulaty pod adresem owej specyficznej formy twórczości "nonszalanckiej, jakby dla wypoczynku robionej" - autor "Karykatur" enuncjację, obok i innych wyimków z jego publicystyki artystycznej, przedrukowano w programie, Teatr im. Słowackiego przygotował z racji wystawienia tego utworu w nowej, zaskakującej i - jak to się zwykło określać w zapowiedziach wydawniczych - nader poszerzonej i dopełnionej wersji scenicznej. Ja zaś ową wypowiedź Jana Augusta umieszczam jako motto do recenzji z tegoż spektaklu, w nadziei, że przyniesie mu to choć drobną ulgę w udrękach, jakich doznaje on niewątpliwie, snując się smętnym cieniem po placu św. Ducha i stwierdzając z boleścią, że jego apel by "nie zabijać, gdy się chce tylko zadrasnąć" - przebrzmiał bez echa. Zapewne, realizatorzy przedstawienia (Piotr Paradowski i Marta Stebnicka) mogą się bronić, że tekst autorski nie został przez nich całkiem uśmiercony, lecz tylko z lekka dra