"Być jak Kazimierz Deyna" w reż. Gabriela Gietzky'ego w Teatrze im. Mickiewicza w Częstochowie. Pisze Tadeusz Piersiak w Gazecie Wyborczej - Częstochowa.
Publiczność na premierze przez cały czas ryczała ze śmiechu. I wiedziała, że z siebie się śmieje - bo w losach bohatera i jego opisie naszej rzeczywistości odnalazł się każdy z widzów. Bohater tej opowieści ma 35 lat. Urodził się, gdy Kazimierz Deyna w 1977 r. strzelił Portugalczykom gola na wagę awansu do mistrzostw świata. Gdy matka wrzeszczała na całą porodówkę, że mężowi nie da nigdy więcej, mąż oglądał właśnie ten historyczny mecz. Potem całe życie ich syna upływało z futbolem w tle, choć piłkarzem nigdy nie udało mu się zostać (nie pomogła "polska szkoła trenerska"). Został więc polonistą. W kraju pracy dla niego nie było, a za granicą z takim wykształceniem mógł zaliczyć tylko zmywak, podczas kiedy jego koledzy - dyplomowani ciastkarze - byli cenionymi fachowcami. Tekst Radosława Paczochy jest jak leśny strumień. Perli się, choć obok krystalicznej wody niesie też muł. Na pewno działa odświeżająco. Pozwala widz