EN

1.10.2005 Wersja do druku

Karpowicz w dębowym lesie

Tymoteusz czekał na mnie na dworcu kolejki Oak Park na przedmieściu Chicago. W ten wiosenny dzień 1980 roku zobaczyliśmy się po raz pierwszy. Aleja znałem przecież liczne jego dramaty i wiele wierszy. Wiedziałem, że jest wybitnym poetą i dramatopisarzem, wro­cławianinem, co czyniło go szczególnie mi bliskim, a zarazem, że jako emigrant, jest ce­lowo w kraju "zapominany". Więc tym bardziej trzeba było go przypominać. A on wiedział, że wystawiałem w Teatrze Współczesnym jego sztuki: "Jego mała dziewczynka" i "Kiedy przy­chodzi anioł". Wymieniliśmy wiele listów. Powitał mnie - pamiętam - z natychmiastową serdecznością, braterską przyjaźnią, radosną otwartością, wielkoduszną szczerością, sta­ropolską gościnnością. Potem gościł mnie wiele razy, gdy przyjeżdżałem do Chicago. Po tym pierwszym spotkaniu zanotowałem w moim amerykańskim dzienniku: Wysoki, siwy, postawny, mocno zbudowany mężczyzna wychodzi na ganek swe­go domu. Trzy pęka

Zaloguj się i czytaj dalej za darmo

Zalogowani użytkownicy mają nieograniczony dostęp do wszystkich artykułów na e-teatrze.

Nie masz jeszcze konta? Zarejestruj się.

Tytuł oryginalny

Karpowicz w dębowym lesie

Źródło:

Materiał nadesłany

Odra nr 10

Autor:

Kazimierz Braun

Data:

01.10.2005