Tymoteusz czekał na mnie na dworcu kolejki Oak Park na przedmieściu Chicago. W ten wiosenny dzień 1980 roku zobaczyliśmy się po raz pierwszy. Aleja znałem przecież liczne jego dramaty i wiele wierszy. Wiedziałem, że jest wybitnym poetą i dramatopisarzem, wrocławianinem, co czyniło go szczególnie mi bliskim, a zarazem, że jako emigrant, jest celowo w kraju "zapominany". Więc tym bardziej trzeba było go przypominać. A on wiedział, że wystawiałem w Teatrze Współczesnym jego sztuki: "Jego mała dziewczynka" i "Kiedy przychodzi anioł". Wymieniliśmy wiele listów. Powitał mnie - pamiętam - z natychmiastową serdecznością, braterską przyjaźnią, radosną otwartością, wielkoduszną szczerością, staropolską gościnnością. Potem gościł mnie wiele razy, gdy przyjeżdżałem do Chicago. Po tym pierwszym spotkaniu zanotowałem w moim amerykańskim dzienniku: Wysoki, siwy, postawny, mocno zbudowany mężczyzna wychodzi na ganek swego domu. Trzy pęka
Tytuł oryginalny
Karpowicz w dębowym lesie
Źródło:
Materiał nadesłany
Odra nr 10