W 23. Subiektywnym spisie aktorów teatralnych Jacka Sieradzkiego.
Karol Marks, orędownik proletariatu uciskanego przez burżujów, zmachał dziecko służącej i prosi Fryderyka Engelsa, by wziął je na siebie, bo inaczej wybuchnie filisterski skandal. Maciej Wojtyszko w swoich "Narodzinach Fryderyka Demuth" dyskretnie i dość dobrotliwie śmieje się z tej sytuacji, nie pogrąża postaci, pozwala im jako tako wychodzić z twarzą z farsowych qui pro quo. A młodziutka aktorka imponująco trafnie realizuje jego ton. Jej Lenchen, owa ofiara swawoli rewolucjonisty, ma w sobie skromną, prostą i w tej prostocie stalową pewność siebie osóbki wiedzącej, co jest ważne, a co nie, wiedzącej to dużo lepiej niż miotający się w panice zadufani teoretycy walki klas. Dojrzałość, precyzja roli została - słusznie - zauważona przez gremia rozdające nagrody sezonu. A może teraz Teatr im. Słowackiego da jej do grania - gwoli odmiany - na przykład coś wściekle żywiołowego?