Niezwykły człowiek o wielkim sercu, wielkim intelekcie i wielkiej mądrości, co w połączeniu zaowocowało znakomitą aktorką teatralną, poetką i medykiem – oznajmił jeden z przyjaciół aktorki.
Artystka zmarła 10 stycznia 2018 roku w Mount Pleasant w stanie Michigan. Jej śmierci nie odnotowano w kraju. Na tę smutną informację natknąłem się niedawno w amerykańskich źródłach. Wydawałoby się, że po wyjeździe z Polski porzuciła teatr, jednak prężnie działała i odnosiła sukcesy na polu artystycznym, pedagogicznym i społecznym. Była kobietą pełną pasji.
Karina Waśkiewicz (także Waskiewicz-Ekstrom) przyszła na świat 30 kwietnia 1922 roku. Zanim została aktorką, ukończyła podziemną szkołę pielęgniarsko-lekarską w 1944 roku i podjęła pracę jako pielęgniarka w jednym z warszawskich szpitali. Swoją wiedzę i umiejętności medyczne wykorzystywała podczas Powstania Warszawskiego jako pełnoprawny chirurg wojskowy w szpitalu polowym Armii Krajowej na warszawskim Starym Mieście. Doceniono jej ogromną odwagę, męstwo i poświęcenie względem państwa i obywateli. Karinie Waśkiewicz wręczono dwa najwyższe polskie odznaczenia bojowe – Krzyż Walecznych i Krzyż Zasługi z Mieczami. Następnie otrzymała odznaczenia Ministerstwa Obrony Narodowej za unikalną i aktywną służbę jako porucznik i chirurg w Siłach Zbrojnych RP, wręczone w Ambasadzie Rzeczypospolitej w Kopenhadze. Po wojnie Karina Waśkiewicz współtworzyła odradzające się Polskie Radio. Wtedy też zaczęła swoją przygodę z aktorstwem, do czego namówił ją, prawdopodobnie, wybitny polski aktor Ludwik Solski. Scena stała się jej głównym zajęciem przez kolejne kilka dekad. Na polskich scenach zagrała ponad 60 ról dramatycznych.
Grała w teatrach szczecińskich. Najpierw w Teatrze Polskim, a później w Teatrze Małym. Po wyjeździe ze Szczecina występowała w Państwowej Wyższej Szkole Teatralnej w Warszawie, z siedzibą wówczas w Łodzi (utworzona w miejsce Państwowego Instytutu Sztuki Teatralnej). Pod koniec lat 40. była aktorką Teatru Miejskiego w Lublinie, później przemianowanego na Teatr im. Juliusza Osterwy. W tym czasie epizodem w jej karierze był Teatr Dzieci Warszawy. Na początku lat 50. występowała w Teatrze Nowej Warszawy i warszawskim Teatrze Ludowym. W 1955 roku przemknęła przez Białystok, gdzie 13 grudnia odbyła się premiera fragmentów „Pana Tadeusza” Adama Mickiewicza w jej reżyserii. W tym spektaklu wcieliła się także w Telimenę. Przez niedługi czas ponownie występowała na deskach Teatru Ludowego w Warszawie oraz zielonogórskiego Teatru Ziemi Lubuskiej. Wtedy też otrzymała wyróżnienie za rolę Ruth w przedstawieniu „Niemcy” Leona Kruczkowskiego w reżyserii Jerzego Zegalskiego podczas I Festiwalu Teatrów Śląska i Opolszczyzny we Wrocławiu.
W 1961 roku powróciła do Teatru Dramatycznego im. Aleksandra Węgierki w Białymstoku, gdzie występowała do 1970 roku. Białostocki teatr był jej ostatnim miejscem pracy przed wyjazdem do Danii. Stanowił przystań, w której najdłużej pracowała wśród krajowych instytucji. Tu wcieliła się w ponad 20 ról. Między innymi w przedstawieniach: „Krwawe gody” (Federico García Lorca, reż. Jerzy Zegalski, jako Matka), „Koriolan” (William Shakespeare, reż. J. Zegalski, jako Wolumnia ), „Kordian” (Juliusz Słowacki, reż. J. Zegalski, jako Violetta), „Zemsta” (Aleksander Fredro, reż. Stefania Domańska, jako Podstolina), „Dziady” (Adam Mickiewicz, reż. J. Zegalski, jako Rollisonowa) czy „Oberżystka” (Carlo Goldoni, reż. Zbigniew Bessert, jako Hortensja). Stworzyła szereg wspaniałych i interesujących kreacji, w tym historycznych dla tej sceny. Jest to między innymi jedna z ostatnich białostockich ról – Matka Courage w spektaklu „Matka Courage i jej dzieci” Bertolta Brechta w reżyserii Mirosława Wawrzyniaka (premiera 10 maja 1969). Po premierze Maria Czanerle pisała w „Teatrze”: […] Karina Waśkiewicz jest Matką bez nadmiernego courage’u, zwyczajną i trochę zgaszoną, zajętą przede wszystkim dziećmi, które na przekór niebezpieczeństwom pragnie i próbuje ocalić. Nie jest żadną wojenną hieną ani okupacyjną handlarką (jak w spektaklu krakowskim Lidia Zamkow), ani wielką markietanką, która rzuca wyzwanie historii, jak Irena Eichlerówna. Waśkiewicz się tylko broni, przezwycięża własne zmęczenie, może własną kobiecą naturę i zdobywa się na energię, jakiej wymaga sytuacja […]. W 1969 roku wystąpiła w Teatrze Polskiego Radia w słuchowisku „Obłomow” Iwana Gonczarowa w reżyserii Stanisława Jaszkowskiego. Ważną, ale krótką przygodą w karierze Kariny Waśkiewicz, był stworzony przez nią białostocki teatr jednego aktora „Rapsod” (przy Teatrze Dramatycznym w Białymstoku). Aktorka, ze swoimi zaskakującymi propozycjami spektakli, pojawiła się we Wrocławiu na Wrocławskich Spotkaniach Teatrów Jednego Aktora. Zaprezentowała „Śmierć u wybrzeża Artemidy” Romana Brandstaettera. Wybitny krytyk teatralny Wojciech Natanson pisał: […] Waśkiewicz zmienia głos, grę oczu, oszczędnie szafuje gestem, nieznacznym ruchem nadaje czarnej todze, narzuconej na szarą suknię, nieco innych kształtów, zaznaczając odmienność aktualnie działających postaci […]. Drugim spektaklem był dramat „Mindowe” Juliusza Słowackiego. I tym razem ten sam krytyk w podobnym tonie relacjonował: […] [Karina Waśkiewicz – R. G.] ma szeroką skalę głosu, recytuje pięknie, z dobrym wyczuciem rytmu. Ale widowisko nie ogranicza się tylko do efektów słowa. Szybka i pomysłowa zmiana pozycji wobec tronu, umieszczonego jako jedyny element scenograficzny na scenie, narzucenie czy odrzucenie zakonnego płaszcza, przeobrażenie gestu i postawy – oto środki pozwalające na zaznaczenie w ramach tego spektaklu różnych postaci, a więc i pokazanie przebiegu wyraźnie zarysowanej akcji […]. Natomiast doktor Tomasz Miłkowski, w publikacji „REKONSTRUKCJA: Impuls, czyli jak to się zaczęło”, kwitował: […] Tak opracowany dramat Słowackiego ukazywał urodę języka i siłę duchową, toteż przedstawienie cieszyło się powodzeniem w szkołach, chętnie oglądane przez młodzież. Karinie Waśkiewicz udało się stworzyć atrakcyjną formułę jednoosobowego teatru lektur dramatycznych. Obecność tego spektaklu na afiszu przeglądu wrocławskiego wzbogaciła repertuar o jeszcze jeden odmienny ton. Nie wiadomo, jakie byłyby dalsze losy Rapsodu, ale wkrótce aktorka wycofała się ze sceny (wyjechała na stałe z Polski) […].
I poza krajem doceniano tę niesamowitą aktorkę z doskonałym rzemiosłem aktorskim oraz twórczą duszą, a także przyciągającą fizjonomią. Szybko za granicą ugruntowała swoją reputację jako aktorka i reżyserka. W swojej emigracyjnej karierze aktorskiej – podobnie jak w Polsce – grała główne role w sztukach sięgających od klasycznej tragedii greckiej, przez dramat Szekspirowski i romantyczny, po współczesnych dramaturgów europejskich i amerykańskich. Artystka, po uzyskaniu obywatelstwa duńskiego, została profesorem aktorstwa w Królewskiej Szkole Teatralnej w Kopenhadze. Zainicjowała i kierowała teatrem klasycznym, którego awangardowy projekt architektoniczny (sceny i sali teatralnej) opracowała wraz z czołowym duńskim projektantem i architektem Nilsem Fagerholtem. Jednak na tym nie poprzestała. W 1980 roku otworzyła w południowej Danii wyjątkowe centrum szkoleniowe dla śpiewaków operowych. W nim wykonawcy z Europy i Ameryki Północnej mieli okazję uczyć się i doskonalić swoje umiejętności sceniczne na wielu kursach, prowadzonych przez wybitną kadrę europejskich śpiewaków operowych i muzyków. Natomiast w 1989 roku artystka przyjechała do USA, aby dołączyć do swojego syna Daga von Lubitza, uznanego naukowca. Wróciła do medycyny, aby otworzyć własną, odnoszącą sukcesy klinikę w Waszyngtonie, gdzie zastosowała jedne z najbardziej zaawansowanych europejskich technik fizjoterapii. Karina Waśkiewicz pod koniec życia zajęła się również pisaniem poezji i opowiadań. Jej utwory czytano na prywatnych i publicznych spotkaniach w Stanach Zjednoczonych i Europie. Artystka zmarła podczas redagowania swoich wierszy do publikacji. Miała prawie 96 lat. Była nazywana prawdziwą kobietą renesansu.