Dzisiejszy Romek jest świeżo upieczonym studentem, idzie do międzynarodowej korporacji na praktyki i zaczyna od podawania kawy szefowi. Marzy, by kiedyś mieć własny gabinet z widokiem na panoramę miasta - o spektaklu Teatru Konsekwentnego "Zaklęte rewiry" w reż. Adama Sajnuka w Teatrze Studio w Warszawie pisze Anna Diduch z Nowej Siły Krytycznej.
"Zaklęte rewiry" w Teatrze Studio pozostają w pamięci dzięki kilku scenom i obrazom. Taniec kelnerów z tacami, opuszczane w rytm muzyki kawiarniane lampki i bal karnawałowy to niektóre z nich. Kawiarnia i hotel Pacyfik (oddany na scenie przy pomocy świetnej scenografii autorstwa Sylwii Kochaniec) po kolei ukazują nam swoje przestrzenie: kuchni, baru, zaplecza, sali jadalnej oraz poddasza. To zamknięty, zhierarchizowany świat, w którym panuje schizofreniczna atmosfera, powstała z opozycji ciągłego zachowywania pozorów przed klientami i brutalności na zapleczu. W ten zaklęty wir, niczym Alicja do króliczej nory, wpada główny bohater - młody Romek (świetna debiutancka rola Mateusza Banasiuka), który pragnie zdobyć uczciwy zawód. Droga do tego celu wiedzie przez kolejne awanse i konfrontacje z okrutnymi, starszymi od niego kelnerami. "Zaklęte rewiry" Worcella, pierwszy raz wydane w latach 30. XX wieku, były przede wszystkim portretem środowiska, w którym prze