William Hogarth (Leon Charewicz) to autor cyklu rycin "Kariera rozpustnika", zjadliwej krytyki obyczajów brytyjskiego społeczeństwa pierwszej polowy XVIII wieku. Nick Dear pokazuje go w... burdelu. Artysta bawi tam z Henry Fieldingiem (Wojciech Wysocki), ojcem nowożytnej powieści. Rozmawiają językiem dość plugawym. A publiczność, ściśle otaczająca aktorów prostokątnymi czworobokiem krzeseł, tym bardziej odczuwa wulgarność dyskusji o baraniej kiszce, praszczurze współczesnej prezerwatywy. Ostre słowa. A jednak ledwie naszkicowana, wielofunkcyjna scenografia i niezdyscyplinowana gra sprawiają, że daleko pierwszym scenom przeć stawienia do precyzji Hogarthowskich rycin. Dopiero później spektakl nabiera oraz wyrazistszych konturów. I mniejsza o historyczne realia. Choć wszystko obraca się tylko w sferze domysłów, to wprowadzenie widza w kulisy burdelu i unikanie języka salonów - ma swój sens. Hogarthowi pozują przecież ladacznice. Z
Źródło:
Materiał nadesłany
Rzeczpospolita nr 219