Małe formy teatralne, monodramy, lub wręcz fragmenty prozy, reportaży czy listów, nie udramatyzowane, bez inscenizacyjnego sztafażu - zyskują sobie coraz większą popularność. Dziś już nie sposób wymienić jednym tchem wszystkich Teatrów Jednego Aktora żywiących się najchętniej nie literaturą dramatyczną, lecz właśnie utworami nie dla sceny pisanymi, wszystkich spektakli opartych o montaże listów, dokumentów, prozy powieściowej, czy też tekstów dziennikarskich. W tych poszukiwaniach poza sferą literatury dramatycznej kryje się nie tylko aktorska potrzeba wyżycia się, "wygrania" do woli, panowania nad widownią w pojedynkę, czy we dwójkę, bez żadnej dodatkowej pomocy, bez rekwizytów, wielkich dekoracji, inscenizacyjnych koncepcji. Jest to chyba naturalna reakcja na model spektaklu, jaki panuje u nas od jakiegoś czasu. Model, w którym aktor nie gra roli pierwszoplanowej, usuwany jest w cień, traktowany jako jeden z elementów ca�
Źródło:
Materiał nadesłany
Zwierciadło nr 18