EN

15.02.2011 Wersja do druku

Kapusta i zając

No i co, reżyserze Piotrze Cieplaku - warto było cudować? Jakoś tak zapytałem, tak w powietrze rzuciłem retorycznie i cicho, gdy przez miasto przeszła wieść, że do premiery "Czekając na Godota" w Narodowym Starym Teatrze raczej nie dojdzie - pisze Paweł Głowacki w Dzienniku Polskim.

Był sens wymyślać inscenizacyjne cuda na kiju? Był sens w imię odkrywczej oryginalności reżyserskiej łapać się prawą nogą za lewe ucho? Był sens na siłę, a nawet na chama wmawiać samemu sobie istnienie w tej Samuela Becketta krystalicznej konstrukcji jakiejś w istocie przecież absolutnie niemożliwej dziury - i na próbach zatykać ją swymi ambitnymi pomysłami? Był sens poprawiać nieomylne? Był sens majstrować przy idealnej kuli? Poeta Świetlik sprawę ujął inaczej, melancholijnie, nostalgicznie łącząc dzieciństwo z dojrzałością. Powiedział: "Beckett? Czyż z jego dziełami scenicznymi nie jest podobnie, jak z książkami dla dzieci - tomami służącymi do kolorowania? Na każdej stronie tylko biel i czarne kreski - szkice rzeczy, roślin, zwierząt, ludzi. Na przykład: zając chrupie kapustę. Co wobec takiego obrazka robi mądre, czyli normalne dziecko? Bierze woskowe kredki i wypełnia zająca i kapustę barwami, uważając przy tym, by zając n

Zaloguj się i czytaj dalej za darmo

Zalogowani użytkownicy mają nieograniczony dostęp do wszystkich artykułów na e-teatrze.

Nie masz jeszcze konta? Zarejestruj się.

Tytuł oryginalny

Zamiast zakończenia

Źródło:

Materiał nadesłany

Dziennik Polski nr 34/11-02-11

Autor:

Paweł Głowacki

Data:

15.02.2011