Rzadko pisuję w tych felietonach o telewizji, bo - przyznam się Państwu po cichu w ogóle nie mam telewizora, a w dodatku "koń jaki jest - każdy widzi - jakby powiedział nieoceniony ks. Benedykt Chmielowski którego "Nowe Ateny" czytywać sobie czasami należy dla przewietrzenia umysłu. Nie znaczy to jednak, że hołduję rozpowszechnionej wśród intelektualistów modzie na wyniosłość i pogardę dla telewizji, ponieważ śledzę jej program, a mam wielu znajomych. Wspólne oglądanie telewizji zastąpiło dziś różne "herbatki", "kolacyjki", "spotkania towarzyskie" i jest to niewątpliwie jakiś nowy objaw rodzącego się - za sprawą "małego okienka" - obyczaju. W takich okolicznościach dzisiaj łączy się przyjemne z pożytecznym, wartościowe z bezwartościowym, intymne z publicznym- i trudno się czasem rozeznać, co bierze górę. Nie śledząc kolejnych przedstawień teatru TV mogę z powodzeniem wyznać, że o ile ów teatr spsiał, to repertuar filmowy poprawi�
Tytuł oryginalny
Kapelusz pełen morfiny
Źródło:
Materiał nadesłany
Kulisy nr 3