Paryski Montmartre i atmosfera, jaka panowała tam na przełomie XIX i XX wieku, zachwycała nie tylko współczesnych artystów. Urodę życia paryskiej cyganerii, które barwnie toczyło się u stóp Sacre Coeur, opiewali wielcy malarze, poeci, kompozytorzy. Niezależnie od narodowości, od doskonałości poznania epoki.
Cole Porter, amerykański kompozytor, autor wielu znakomitych musicali także, niemal pięćdziesiąt lat temu, zdecydował złożyć hołd temu niezwykłemu miejscu. I napisał "Kankana", muzyczną komedię, która na Zachodzie zrobiła oszałamiającą karierę (na Broadwayu grano ją ponad dwa tysiące razy). Z perspektywy pół wieku nieco inaczej patrzymy dziś na utwór, który - jakkolwiek wysoko ocenić jego wartości muzyczne - oryginalnością dramaturgii nie wyróżnia się. Ot, z wdziękiem opowiedziana bzdurka: ani tu śladu wielkich namiętności, ani fajerwerków humoru. Tym chyba trudniej dziś decydować się na wystawianie "Kankana", jeszcze trudniej stworzyć zeń interesujące widowisko. Dlaczego łódzki Teatr Muzyczny zdecydował się pokazać "Kankana" jako swą pierwszą premierę w nowym tysiącleciu? Z powodu, jak sądzę, chęci zapewnienia publiczności rozrywki niewymagającej angażowania pokładów intelektu. Kto wie, może to dobry trop? Bardzo stara�