"Kandyd" Leonarda Bernsteina w reż. Michała Znanieckiego w Operze Krakowskiej w Krakowie. Pisze Paweł Dybicz w Przegladzie.
Marzenia marzeniami, ale przygody zawsze kiedyś się kończą (dobrze albo źle), bo proza życia i tak zwycięża i ląduje się w sklepie, tu akurat w hipermarkecie. Tak można by podsumować przesłanie "Kandyda" w reżyserii Znanieckiego. Zaadaptował on filozoficzne dzieło Woltera, przechodząc od oryginału do czasów nam współczesnych. Jest więc wędrówka głównego bohatera po świecie przepełnionym wyzyskiem, mordem, seksem i nietolerancją. I rzekomym dobrodziejstwem zachodniej (chrześcijańskiej?) cywilizacji. Dzieło Bernsteina, choć trudno jednoznacznie je określić - ni to wodewil, ni operetka - skrzy się muzycznymi hitami. Daje śpiewakom możliwość pokazania kunsztu wokalnego i umiejętności aktorskich. W krakowskiej premierze Małgorzata Walewska w roli Old Lady zaprezentowała obie sztuki. Wokalny popis dała Katarzyna Oleś-Blacha, której koloratura jest stworzona do roli Kunegundy - obiektu miłości Kandyda, w której to roli udanie wystąpił Voyte