W programie do szczecińskiego przedstawienia "Nie-boskiej komedii" Tadeusz Nyczek zauważa efektownie, iż "pisać dzisiaj o Nie-boskiej... to jak rzucać kamyk w Tatry, szklankę wody w morze. Nieodparte uczucie, że wszystko zostało już napisane, powiedziane, wymyślone". Sądzę, że podobne obawy towarzyszyć muszą również każdemu odpowiedzialnemu wobec siebie i wobec widza twórcy, który podejmuje się wystawić dramat Krasińskiego. Obawy, a jednocześnie nadzieje, że - mimo wszystko - rzucony własną ręką kamyk wywoła lawinę, a szklanka wody - sztorm. Bez tej nadziei wszelka twórczość nie miałaby sensu. Pozwala ona wierzyć, że uda się niemożliwe. Że da się połączyć rozterki poety z dramatem wodza rewolucji, wątek rodzinny z żywiołem społecznego przewrotu, moralitet z klasowym konfliktem. To prawie tak samo jak poszukiwanie kamienia filozoficznego: pasjonuje dlatego, że nikomu nie udało się jeszcze go odnaleźć. W scenicznych dziejach "Nie-boski
Źródło:
Materiał nadesłany
"Teatr" nr 3