"Rodzinny show" w reż. Macieja Pieprzycy w Teatrze TV. Pisze Anna R. Burzyńska w Tygodniku Powszechnym.
To krzepiące, że polską telewizję wciąż jeszcze stać na taki samokrytycyzm. Pokazać upudrowanego, uczesanego "na Elvisa", spoconego, wystrojonego w marynarkę z czerwonych cekinów Krzysztofa Globisza jako rechocącego z własnych żenujących dowcipów wodzireja kretyńskiego teleturnieju, nazwać widzów "Big Brothera" debilami, obnażyć mechanizmy, które skłaniają sfrustrowane miernoty przed telewizorami do oglądania reality shows, w których podobne im zera, wyniesione na chwilę na piedestał popularności, zostają z niego brutalnie zrzucone... Niezbyt uprzejme posunięcie w stosunku do abonentów. Może ktoś poczuje się dotknięty. Oby. "Rodzinny show" ma wszelkie dane do tego, by zadziałać jak sprawna pułapka na myszy. Sztuka Petera Quiltera, a wraz z nią spektakl Macieja Pieprzycy, to dobrze skrojona opowieść, w której widz dostaje wszystko to, co najbardziej lubi: wartką, pełną niespodziewanych zwrotów akcji fabułę z wątkiem erotycznym i sensacyj