"Kalino malino jagodo czerwona" w reż. Igora Gorzkowskiego z warszawskiego Studia Teatralnego Koło na XI Wałbrzyskich Fanaberiach Teatralnych. Pisze Roman Pawłowski w felietonie w Gazecie Wyborczej Stołecznej.
Od dawna intryguje mnie fenomen kultury ludowej uprawianej przez młodych mieszkańców Warszawy. Zespoły śpiewacze ćwiczące w mieszkaniach na Ursynowie, skrzypkowie z Żoliborza naśladujący wiejskich muzykantów, warsztaty tańców ludowych na Pradze - skąd bierze się ta fascynacja folklorem u ludzi, którzy krowę widzieli na reklamie jogurtu, a jajka prosto od kury kupują w Almie? Czego szukają w zapomnianych pieśniach i obrzędach? Egzotyki? Prawdy? Tożsamości? Wypartych wiejskich korzeni? Czy to jest tęsknota za jakąś utraconą arkadią czy przeciwnie - potrzeba skonfrontowania się z czymś pierwotnym, dzikim, surowym? "Kiedyś to ja miałam nogi" Te pytania powróciły, kiedy w ubiegłym tygodniu na festiwalu Fanaberie w Wałbrzychu oglądałem spektakl Igora Gorzkowskiego "Kalino, malino, jagodo czerwona" z warszawskiego Studia Teatralnego "Koło". Jest to rodzaj etnograficznego dokumentu teatralnego: cztery aktorki - Aleksandra Grzelak, Olga Omeljaniec, N