EN

24.06.2000 Wersja do druku

Kalinka, kalinka, kalinka maja

Stara anegdota mówi, że wiekowy jubiler dawał kamień nieopisanej piękności do przecięcia najmłodszemu ze swych czeladników. On nie wie, ile to warte - tłumaczył - jemu ręka nie zadrży. Od paru sezonów ćwiczymy w polskim teatrze nieco zmienioną wersję tamtej przypowieści. Najzdolniejszy czeladnik bez oporu sięga na półkę po skarby. Patrzcie, z jaką gracją prowadzi laubzegę - ekscytują się zgromadzeni wokół jubilerzy - jak zmyślnie dobiera narzędzia. Cóż z tego, że cięcie wychodzi mu w końcu koślawo? Od dziesięcioleci scena nie pamięta twórcy tak noszonego na rękach jak młody Ślą­zak, absolwent krakowskiej szkoły teatralnej, Grzegorz {#os#13932}Jarzyna{/#}. Czego dotknął, zamienia­ło się w złoto: w uznanie, nagrody, aplauz. Hymny ku jego chwale głosili nie tylko kryty­cy bliscy pokoleniowo, skorzy do lansowa­nia wschodzących wielkości; wyrazy szacun­ku płynęły także ze strony uznanych mi-strzów w zawodzie. W efekcie nieled

Zaloguj się i czytaj dalej za darmo

Zalogowani użytkownicy mają nieograniczony dostęp do wszystkich artykułów na e-teatrze.

Nie masz jeszcze konta? Zarejestruj się.

Tytuł oryginalny

Kalinka, kalinka, kalinka maja

Źródło:

Materiał nadesłany

Polityka nr 26

Autor:

Jacek Sieradzki

Data:

24.06.2000

Realizacje repertuarowe